poniedziałek, 6 maja 2013

4. Chyba właśnie po tym można poznać ludzi naprawdę samotnych... Zawsze wiedzą, co robić w deszczowe dni.


Potrzebujemy ciszy. Potrzebujemy samotnych myśli, odbijających się od ścian naszej duszy. Potrzebujemy ciszy, żeby móc zatopić się w swoich marzeniach, w swoich wadach, zaletach. Potrzebujemy ciszy, żeby zatopić się w swoich pragnieniach. Potrzebujemy jej, żeby zrobić rachunek sumienia. Potrzebujemy, żeby kontemplować swoją osobę, zrobić sobie przyjaciela z samotności. Potrzebujemy.


Gorzej, gdy cisza zaczyna nam przeszkadzać. Gdy cisza zamienia się w nerwowe i niemiarowe tykanie zegara. Gdy minuty utkwione w ciszy zaczynają nienaturalnie przyspieszać lub spowalniać. Gdy zaczynają ciążyć niczym grzech. A w pewnym momencie cisza zaczyna przeszkadzać.


Mi teraz przeszkadza. Przeszkadza za każdym razem, gdy ktoś biegnie po schodach. Zawsze mam wtedy nadzieję, że usłyszę ciche przekręcanie klucza w zamku. Widzę wtedy Ciebie, takiego jakiego kocham najbardziej. Z zawadiackim uśmiechem, kilkudniowym zarostem, wesołymi iskierkami w oczach. I wiem, że kazałabym Ci się po raz kolejny wynosić ze swojego życia. Wiem,  że po raz kolejny udawałabym, że nic mnie nie obchodzisz. Wiem. Ale przynajmniej byłabym pewna, że o nas jeszcze pamiętasz, że interesuje Cię jeszcze to, co się z nami dzieje. To głupie. Wręcz irracjonalne z mojej strony, biorąc pod uwagę to, ile kartek z kalendarza wyrwałam od Twojej ostatniej wizyty.


Oswajam się coraz mocniej z tą samotnością. Oswajam się z myślą, że mimo wszystko na Twoją pomoc liczyć nie mogę. Dlatego cieszę się, że moje dziecko będzie miało aż tyle wspaniałych wujków i ciotek. Wiśnia pomalował ściany w pokoju maleństwa. Męczy się teraz ze złożeniem ślicznego białego łóżeczka, a jego Justyna pomaga mi układać dziecięce śpioszki w komodzie. Najbardziej bolesne jest to, że powinniśmy to robić wspólnie, ja i Ty, a nie nasi przyjaciele. To Ty powinieneś teraz siarczyście przeklinać uderzając się młotkiem w palec, to Ty powinieneś żartować, że maleństwo będzie najbardziej na świecie rozpieszczonym szkrabem. Ty, nie Wiśnia. I chyba to najbardziej mnie boli. Mimo tego wszystkiego, miałam nadzieję, że jednak nie odpuścisz.


- Ewa, a gdzie zamierzasz spędzić święta?- pyta Justyna.
- W sumie to jeszcze nie wiem. Chyba do rodziców pojadę. Chociaż szczerze, poważnie się nad tym zastanawiam. Dalekie podróże nie są wskazane w moim stanie. Zresztą oni jeszcze nie wiedzą, że nie jestem… No, że rozstałam się z Anto. Nie wiem jak zareagują na fakt, że ich najmłodsza córeczka zostanie panną z dzieckiem.
- To może przyjdziesz do nas? W sumie Łukasz nie dostał zbyt wiele wolnego, więc nie wracamy do domu. Przyjdzie do nas jeszcze kilka osób.
- Sama nie wiem… W gruncie rzeczy wole spędzić te dni z wami niż sama, ale… Czy Anto też będzie?
- Nie, on leci na dwa dni do Francji, do rodziców.
- Przyjdę.


Uśmiecham się delikatnie. Niby powinnam odetchnąć z ulgą, jednak poczułam się zawiedziona. Przez chwilę miałam nadzieję, że będę mogła zatopić się w Twoim spojrzeniu. Nawet przemknęło mi przez myśl, ze przez chwilę mogłabym udawać, że nic się u nas nie zmieniło, że nadal jesteśmy razem szczęśliwi. Potem znów wróciłabym do pustego mieszkania, założyłabym ciepłe kapcie na stopy i włączyłabym telewizor, żeby nadaremno próbować zagłuszyć ciszę. Później napiłabym się kakao, położyła w łóżku po swojej stronie i tempo wpatrywała się w tą pustą połówkę, która niegdyś należała do Ciebie. Tak, Anto. Mimo, ze nie ma Cię tu od kilku miesięcy, nasze łóżko nadal dzielę na moją i Twoją połówkę. Totalnie bez sensu.


Moi goście wychodzą, więc biorę spokojną kąpiel, wypijam kubek kakao i próbuję bezskutecznie zagłuszyć ciszę. Zasypiam zmęczona dzisiejszym dniem, rozmyślaniami, wspomnieniami. Zmęczona emocjami. Zmęczona brakiem ciebie. I tą ciszą, która przeraźliwie dudni w uszach.


Rano wstaję tęskniąc za smakiem przypalonej jajecznicy, którą zapewne byś mi podał. Biorę jedynie szybki prysznic, jem lekkie śniadanie i ubieram się w pośpiechu. Zdaję sobie sprawę, że płaszcz robi się stanowczo przyciasny i zapewne będę musiała naruszyć moje i tak zbyt szybko topniejące oszczędności, żeby zakupić nowy. Powoli zmierzam ku przychodni napawając się promieniami grudniowego słońca.  Wchodzę w końcu do budynku i zajmuję miejsce w kolejce. Cierpliwie czekam na wizytę przeglądając broszurki zachwalające działanie nowego preparatu i jego nieoceniony wpływ na rozwój płodu. W końcu pielęgniarka wywołuje mnie do gabinetu. Ostrożnie podnoszę się z krzesła i jakie jest moje zdziwienie gdy wbiegasz na korytarz z rozczochraną przez wiatr czupryną i przewieszoną przez ramię torbą treningową. Stajesz przede mną i delikatnie całujesz mnie w czoło.
- Przepraszam, że tak późno. Myślałem, że już nie zdążę – szepczesz spokojnie, po czym bez pytania ładujesz swój, bądź co bądź, nadal seksowny tyłek za drzwi gabinetu.


Bez słów wchodzę za Tobą ze sztucznym uśmiechem. Zdążyłeś już przywitać się po angielsku przywitać z lekarzem. On śmieje się, ze to miłe widzieć takie zaangażowanie u ojca. Myślałby kto. Gdyby tylko znał choć ułamek prawdy. Doktor Samiuk wypytuje mnie o samopoczucie, częstotliwość łykania witamin, po czym każe ułożyć się na kozetce w celu wykonania USG. Posłusznie układam się wygodnie, lekarz ustawia monitor w moją stronę i zaprasza Ciebie do wspólnego podziwiania naszej kruszyny. Po chwili przymykam powieki czując chłód żelu i delikatnie przesuwanie się głowicy ultrasonografu po moim brzuchu. Lekarz po kolei opowiada nam ze szczegółami o częściach ciała maleństwa.


- Panie doktorze, a czy wiadomo już jakiej… no, jakiej płci będzie nasze dziecko? – sama czuję się zszokowana Twoim pytaniem, bo i niby od kiedy Cię to obchodzi.
- Tak, myślę, że już mogę państwu powiedzieć. Pytanie tylko czy mama też chce wiedzieć.
- W sumie… - zaczynam się zastanawiać. I kiedy widzę Twoje błagalne spojrzenie skierowane w moją stronę, mam ochotę na złość Tobie odmówić, jednak ciekawość staje się silniejsza. – W sumie, chyba chcę.

Delikatnie zaciskasz swoją dłoń na mojej, jakbyś chciał wspólnie przeżyć tą chwile. Tak bardzo mi tego brakowało, ale w świetle tych wszystkich przeżyć staje się to wręcz niedorzeczne.

- W prawdzie jest dosyć wcześnie, jednak niemal z całą pewnością mogę stwierdzić, ze to dziewczynka.


Spoglądam w Twoim kierunku i widzę na Twojej twarzy szaleńczy uśmiech i obok niego dwie pojedyncze łzy. Cholera, Ty płaczesz i nie powiem, ale trochę to łamie tą lodową barierę, która się wokół mnie wytworzyła. Tego się po Tobie nie spodziewałam. Dziękujemy lekarzowi za wizytę, odbieramy receptę. Wychodzimy, a na Twojej twarzy widnieje głupkowaty uśmiech. I kto by kilka miesięcy temu w to uwierzył?


- Po pierwsze, kto ci powiedział, że dzisiaj tu będę. Po drugie, co się tak głupkowato śmiejesz.
- Powiedział mi dobry duszek. A cieszę się, bo będziemy mieli śliczną córeczkę.
- Nie szczerz się za długo. I powiedz Wiśni, że ma przewalone.
- Skąd wiedziałaś, ze to on?
- Bo tylko on mógł ci wypaplać. Anto, ale to nie może tak wyglądać. Nie możesz sobie pojawiać się z nikąd i udawać dobrego tatusia. Kiedy mała pojawi się na świecie, chciałabym zaoszczędzić jej sporadycznych spotkań z tobą i miesięcy oczekiwania na ciebie. Może po prostu lepiej będzie jeśli znikniesz. Nie chce, żebyś czuł się do czegokolwiek przymuszony. Nie chcę, żebyś czuł się do czegokolwiek zobowiązany. To ja podjęłam decyzję, ze urodzę i jestem gotowa ponieść tego wszelkie tego konsekwencje. Łącznie z całkowicie samotnym macierzyństwem.
- Ewa, ale ja chcę być przy was. Chcę ci pomagać. Ja sobie to wszystko przemyślałem. Pozwól mi być blisko.
- Zastanowię się, Anto.


Na dobry początek pozwalam Ci się odprowadzić do domu. Czuję się jak za starych, dobrych czasów. Jednak nie wiem, czy na pewno mogę Ci znów zaufać… Nawet jeśli bardzo tego pragnę.



________________________________________________________

Witam Was Kochane :***
Dziękuję Wam, że nadal tu jesteście, mimo, że ja jestem zarówno tu, jak i u Was tak rzadko. Niestety, ostatnio wszystko tak cholernie mi się komplikuje... Nie mogę obiecać Wam systematyczności, jednak obiecuję, że w każdej wolnej chwili coś napiszę ;)

Oczywiście dedykacja dla Kiki :*** Dzięki, że jesteś :)

Buziaki :***