niedziela, 24 marca 2013

3. Chciałabym móc wierzyć jego słowom. Niewiele by to zmieniło, ale przynajmniej nie czułabym się taka samotna.



Nic się w tych naszych czterech ścianach nie zmieniło. Od trzech miesięcy nie wypiłeś tu kawy, nie rozłożyłeś się z tymi swoimi długimi nogami na kanapie, nie pocałowałeś mnie w nos. Przez ostatnie 93 dni się tu po prostu nie pojawiłeś.


Czasem się zastanawiam, co się u Ciebie dzieje. Czy nadal przypalasz jajecznicę, krzywisz się na zapach cytryny i zostawiasz swoje ogromne buty na środku korytarza. Ciekawe, czy czasem myślisz o mnie. O nas. O mnie i swoim dziecku. Zastanawiam się też, kim dla Ciebie jest ona. Czy zasypia obok Ciebie. Zastanawiam się, czy właśnie wpatruje się w Twoje niebieskie oczy, szepcze Ci coś do ucha. Czy pozwalasz jej pić ze swojego kubka.


Rosnę. Cholernie szybko rosnę. W zasadzie rośnie nasze, rośnie moje dziecko, a ja razem z nim. Każdego dnia zastanawiam się, czy będzie podobne do Ciebie.  Czy, gdy będzie się uśmiechać, będą pojawiać się mu takie słodkie dołeczki w policzkach. Czy będzie miało ten cudownie błękitny odcień oczu. Twoich oczu.


Chyba powoli przyzwyczajam się do Twojego odejścia. Do pustej po Twojej stronie szafy, która straszy opuszczonymi wieszakami.  Do braku wielkich butów na środku korytarza, o które się zawsze potykałam. Czasem brakuje mi jedynie tego naszego przedrzeźniania się, kłótni o pierdoły, i Twojego zrzędzenia o tym, jak bardzo nienawidzisz zimy. A nienawidzisz jej, Anto. Nienawidzisz prawie tak mocno jak ja.


I teraz też jej nienawidzę, bo przyszła stanowczo za wcześnie. Mimo początku listopada pędzę przez miasto w brązowej brei, która jeszcze kilka dni temu była bielutkim puchem. Po kilku minutach jestem w mieszkaniu Wiśni, popijając gorącą herbatę z sokiem malinowym. Milczymy. Nie odzywamy się ani słowem, chociaż kiedyś nie zamykały się nam w swoim towarzystwie usta. To przez Ciebie, Anto. Mimo, iż Cię tu nie ma, to przez Ciebie zapadła miedzy mną a środkowym ta niezręczna cisza. Przecież on nie wie, co może mi powiedzieć, co mnie nie urazi, nie zaboli. A ja… Ja sama nie wiem, czy chciałabym na Twój temat cokolwiek słyszeć.


- Urosłaś – w końcu przerywa milczenie.
- Nie da się ukryć. Rośniemy. W zawrotnym tempie. Popatrz jak ja wyglądam. Normalnie zaczynam wyglądać jak ciężarówka. Już  chyba chciałabym, żeby było po wszystkim. Ale przede mną jeszcze ciężkich pięć miesięcy. Cholernie jeszcze długo.
- Dasz radę. Przecież dobrze o tym wiemy. Będzie dobrze, zobaczysz.
- Wiem, Łukasz, ale uwierz, że już cholernie mi ciężko. Samotne macierzyństwo nie będzie łatwe.
- A Rouzier? Dlaczego tak cholernie wzbraniasz się przed jego pomocą?
- Nie wzbraniam się. Uwierz, że nie. Po prostu to on dokonał pewnego wyboru. To on odszedł. Zostawił nas. Dla nas nie ma miejsca w jego idealnym życiu, więc dla niego nie będzie miejsca w naszym.
- Jesteś tego pewna? Na pewno nie chcesz, żeby był przy was?
- Nie chcę. Do kurwy nędzy, on chciał, żebym zabiła nasze dziecko!
- Wiem, powiedział mi o tym.
- Dziwne, że Pan 'Jestem Zajebisty w spód’ w ogóle się do tego przyznał – wybałuszam oczy na wierzch. Tego to ja się nie spodziewałam. -  Wiśnia, uwierz, że twój kumpel nie postąpił jak na mężczyznę przystało. Nie tak powinien się zachować. Ja rozumiem, że nie skakał z radości pod sufit, bo ja też na początku nie skakałam. Rozumiem, ze w pewien sposób go to zaskoczyło, może nawet przerosło, ale zrozum, że nie tak powinien się zachować. Mógł uciec, odejść, ale nie miał prawa proponować mi aborcji!


Łukasz kiwa tylko ze zrozumieniem głową. Między jego brwiami pojawia się zmarszczka, świadcząca o tym, że bardzo intensywnie nad czymś myśli. Widzę, że chce coś powiedzieć, ale chyba boi się mojej reakcji. Uśmiecham się do niego. potwierdzając tym, że może przecież zapytać mnie o wszystko.


- Ewa, a gdyby Anto chciał, gdyby jednak chciał do was wrócić?
-Nie. Stanowczo nie. Dla niego już nie ma miejsca ani w moim życiu, ani w życiu mojego dziecka.
- Ale mimo wszystko jest jego ojcem. Tego nigdy przed dzieckiem nie ukryjesz. Pomyśl, co będzie jeśli Antonin zjawi się za kilkanaście lat w jego życiu. Jak myślisz, do kogo ono będzie miało wtedy pretensje? Poza tym, nie możesz odbierać dziecku ojca.
- Masz rację, ale na szczęście ten francuski dupek nie ma zamiaru bawić się w szczęśliwego tatusia.


Sens słów Łukasza odbijał się przez cały czas o kości mojej czaszki. I chociaż Twoje imię nie padło z naszych ust już ani razu tego wieczoru, cały czas o Tobie myślałam. Tak jakby kilka liter stanowiących Twoje imię kłębiło się w kubku malinowej herbaty, jakby Twoją osobą posypany był wierzch słodkiej kremówki.


Opatuliłam się mocniej szalikiem i ruszyłam w stronę naszego, przepraszam, mojego mieszkania. Chciałam dziś uniknąć już zatłoczonych autobusów, korków, widoku uśmiechniętych par. Chciałam tak po prostu iść, nie patrzeć, sunąć w warstwie śniegu. Myśleć. Myśleć o Tobie, Anto. Chciałam po raz kolejny zadać sobie to samo pytanie. Pytanie, które zadawałam sobie od kilku miesięcy. Pytanie, które niczym drapieżnik wgryzło się w okolice mojej klatki piersiowej, które wysysało mnie. Moją duszę. Tak, Anto. Przez cały czas mam przy sobie to pytanie. Dlaczego wtedy mi to powiedziałeś, dlaczego kazałeś mi usunąć ciążę?


Pewno nigdy już nie pojawisz się w naszym życiu. Pewnie będziesz sobie gdzieś tam żył, zupełnie szczęśliwy. Będziesz czerpał garściami z życia, będziesz się beztrosko uśmiechał. Będziesz się bawił i śmiał. Będziesz spędzał bezsenne noce spędzone na zabawach w klubie, na uprawianiu beztroskiego seksu ze swoją blondynką, gdy ja nie będę spała, bo nasze dziecko będzie ząbkować. Będziesz swobodnie spacerował po parku, gdy ja będę uczyć nasze maleństwo jeździć na rowerze. Będziesz gdzieś daleko, gdy ja po raz pierwszy zaprowadzę nasze dziecko do szkoły. Tak Anto, Ty już nie wrócisz.


Jestem o tym przekonana nawet teraz, gdy przekraczając próg mieszkania czuję intensywnie rozchodzący się zapach Twoich perfum. Jestem tego pewna, nawet teraz, gdy potykam się w korytarzu o Twoje wielkie buty. Tak głęboko w to wierzę nawet teraz, gdy widzę Ciebie siedzącego z niepewną miną na naszej kanapie, a obok Ciebie stoi śliczny beżowy wózek. Tak bardzo w to wierzę…


- Możesz mi do cholery wyjaśnić co tu robisz Rouzier?
- Czekam na ciebie.
- Domyślam się. Możesz mi wyjaśnić po co?
- Ewa, ja sobie to wszystko przemyślałem. Wiem, ze wtedy popełniłem błąd. Wiem, że głupio powiedziałem. Wybaczysz mi?
- Rouzier, czy ja się kilka miesięcy temu wyraziłam niejasno? Czy powiedziałam to na tyle nieskładnie, że twój mózg nie zdołał tak prostego wyrazu nie zarejestrował? Spierdalaj Anto, spierdalaj z naszego życia.
- Ewa, ja wiem, że źle zrobiłem. Wiem, że popełniłem błąd. Pozwól mi być przy naszym dziecku. Pozwól mi być przy was.
 - Tatusiem chcesz być – powiedziałam słodko, na co Ty tylko przytaknąłeś swoim uśmiechniętym ryjem. Seksownym, ale nadal ryjem. – A gdzie ty do cholery Rouzier byłeś do tej pory, co? Gdzie byłeś, kiedy nie byłam w stanie przełknąć choćby łyka wody bez natychmiastowego zwrócenia? Gdzie byłeś kiedy ciąża była zagrożona, a ja leżałam w szpitalu? Gdzie kurwa byłeś, kiedy ja cię potrzebowałam, co?


Nie odpowiadasz. Stoisz zaciskając dłoń na rączce wózka. Stoisz cicho, jakby ktoś zaszył Ci usta. Masz minę, jakbyś zapomniał refrenu ukochanej piosenki, jakbyś zapomniał widoku słońca. Stoisz tu a w Twoich oczach pojawia się pustka, która ustępuje zmieszaniu, a następnie bólowi. Boli, Anto, prawda?


- Powiem ci gdzie byłeś. Spacerowałeś wtedy z nią po parku – nie da się ukryć, że słysząc ode mnie te słowa jesteś zdziwiony. – Więc idź sobie teraz, idź spacerować dalej, bo nam nie jesteś potrzebny.


Posłusznie kierujesz się do wyjścia. Po raz kolejny zamykasz za sobą drzwi, choć tym razem starałeś się uciszyć wyrzuty sumienia po ostatniej Twojej wizycie tu. Wyszedłeś, a obok mnie znów zapanował spokój. Cisza. Słychać tylko ciche buczenie lodówki i od czasu do czasu jakiś szmer w rurach. Nie ma Cię tu i zapewne już nigdy nie będzie.



Znów kazałam Ci odejść, choć tak bardzo chciałam Cię przy sobie zatrzymać, Anto.




______________________________________________________

Witam Was Pysie :***
Dziękuję Wam bardzo za to, że tu jesteście, za każdy komentarz tu dodany. 
Wracam powoli do normalności, nawet do regularności ;) i mam nadzieję, że tak już zostanie ;)
Oczywiście powyższe tradycyjnie dla Kiki :*, tak jaki całość tego, co tu się pojawi :)
Do napisania, Buziaki :***

P.S. Z nadrabianiem u Was całkiem nieźle mi idzie, więc jeśli jeszcze u którejś z Was nie byłam, na pewno zrobię to w tym tyg. :)