środa, 30 stycznia 2013

1. Może tak na prawdę nigdy nie byłeś mój...


Wpatruję się tępo w sufit. Delikatnie gładzę prawą dłonią brzuch. W lewej kurczowo ściskam kawałek plastiku. Biały prostokącik, który na zawsze odmieni moje życie. I Twoje też. Dwie kreski. Nosze pod sercem Twoje dziecko.  Owoc naszej miłości. 

Uśmiecham się, wyobrażając sobie, że będzie miało Twój nosek i oczy. Że będą mu się kręcić włoski, tak jak mi, a codziennie na dobranoc będę mu czytać bajeczkę. Mimowolnie widzę oczami wyobraźni, jak dumny prowadzisz wózek, jak delikatnie głaskasz jego kruchą twarzyczkę. Jak bawisz się z nim, kołysząc na huśtawce. Nasze dziecko.

Jestem zaskoczona. Przecież się tego nie spodziewałam. Przecież się zabezpieczaliśmy. Oprócz tego jednego, jedynego razu. Przecież nie byliśmy na to gotowi. Przecież mieliśmy podróżować. Przecież miałam zrobić podyplomówkę. Przecież mieliśmy tyle planów… A teraz wszystko się zmieni.

Zamiast naszych ciał splecionych w miłosnym akcie, będzie słychać tu tupot maleńkich stópek. Zmieni się. Nasze życie się zmieni.  Ale ja już nie mogę doczekać się tej zmiany. Chciałabym już mieć je przy sobie. Wtulić kruche ciałko w swoje objęcia. Patrzeć na Ciebie,  gdy leży na Twojej klatce piersiowej. 

Słyszę przekręcający się klucz w drzwiach.  Serce zaczyna mi bić mocniej. Słyszę jego dudnienie w klatce piersiowej.  Podchodzisz z tym swoim zawadiackim uśmiechem. Opadasz na kanapę, delikatnie muskasz moje wargi. Opowiadasz o meczu, w zasadzie to paplasz bezproduktywnie, bo nie mam siły skupić się na wypowiadanych przez Ciebie słowach. Zauważasz, że zgłoski, które tak bardzo powinny mnie zainteresować, uciekają w eter. Spoglądasz na mnie, a ja, pod wpływem Twojego niebieskiego spojrzenia, po raz pierwszy w życiu się rumienię.

- Kochanie, co się stało?

Jesteś wyraźnie zmartwiony. Podnosząc głowę napotykam Twój zatroskany wzrok. Niby otwieram usta, ale poruszam nimi bezgłośnie, niczym ryba. No bo jak mam Ci to powiedzieć? Pierwszy raz w życiu zapomniałam języka. Czuję jak w okolicach krtani rośnie mi wielka gula, która blokuje słowa. Nie znałam do tej pory tego uczucia. Ale nigdy do tej pory nie musiałam też nikomu powiedzieć, że zostanie ojcem…

Czuję jak w moich żyłach krew zaczyna krążyć szybciej, tętno serca przyspiesza, a ja wykonuję kilka wdechów. Nie mogę się teraz denerwować. Spoglądam w Twoje oczy, a one przepełnione są strachem. Strachem zmieszanym z troską.


-Antonin… Muszę ci coś powiedzieć. Nie wiem jak to się stało. To znaczy wiem. No, ale przecież ja się tego nie spodziewałam. Ty  też na pewno nie. No ale teraz nie mamy wyboru. Jestem taka zaskoczona. To wiele zmieni w naszym życiu…
- No wyduś to w końcu z siebie!
- Będziesz ojcem… - na potwierdzenie swych słów wysuwam przed siebie test.

Żadnego ‘tak bardzo się cieszę’, ani też ‘to najwspanialsza wiadomość w moim życiu’. Zamiast tego Twoje szeroko otwarte oczy i powietrze ze świstem wciągane do Twoich płuc. Szybko podrywasz się z kanapy i nerwowo przemierzasz pokój. Zaciskasz nerwowo pięści. Siadasz obok mnie na kanapie i zamykasz swoją twarz w dłoniach. Milczysz. Milczysz, a ta cisza krzyczy do mnie. Każda minuta dłuży się teraz niemiłosiernie. Każda sekunda odbija się od wskazówek tykającego zegarka.

- Usuniesz ciążę. Dam ci na to pieniądze.

Tą ciszę, która po raz kolejny tego wieczoru między nami zapanowała przerywa mój śmiech. Jednak po chwili zdaję sobie sprawę, że w cale nie żartowałeś. Kilka słów, które potrafiło zburzyć obrazek stworzony przez mój mózg. Kilka słów, które zmazało obraz naszej szczęśliwej trójki.

- Żartujesz prawda? Do cholery jasnej, ty chyba żartujesz, tak?
- Kochanie, myślę, że tak będzie najlepiej. Nie jesteśmy na to gotowi. Ja nie jestem na to gotowy.
- Ty pieprzony, cholerny egoisto! Ty cholerny dupku, myślący tylko o seksie, a niekoniecznie o jego konsekwencjach! Trzeba było gejem zostać, przynajmniej byś był pewien, że dzieci  z tego nie będzie! 

Krzyczę. Krzyczę tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Wyzywam Cię od najgorszych, uderzam niechlubnymi epitetami. W końcu milknę, a tą ciszę przerywa odgłos wyciągniętej walizki i wrzucanych prze ze mnie do niej Twoich ubrań. Chwilę później z moim głośnym 'Spierdalaj raz na zawsze od nas' lądujesz za drzwiami.


Osuwam się delikatnie czując na plecach każdą skazę w fakturze drewna. Zamiast Twoich ramion wtulam się w chłód podłogi. Szlocham. Głośno szlocham, dając upust własnej słabości. Przywiązaniu do Twojej osoby. Jak ja mam teraz żyć. Jak mam wstawać, skąd czerpać siłę.

Nic się nie dzieje. Nie walisz pięściami w drzwi. Nie krzyczysz z klatki schodowej, nie błagasz, żebym pozwoliła Ci wrócić. Nie. Ty tak po prostu odszedłeś. Odszedłeś, jakby moja reakcja na Twoje słowa sprawiła Ci ulgę, jakby kamień spadł Ci z serca. 

Nienawidzę Cię, Rouzier. Nienawidzę. I tak bardzo jednocześnie kocham...



_____________________________________________________________

Witam Was Moje Kochane :)
Oddaję w Wasze ręce Anto, więc czytajcie, komentujcie, oceniajcie ;)
Opowiadanie dedykuję Kice :*** Kochana, chciałaś, to masz :P Anto suk!

Buziaki :***